sobota, 27 grudnia 2014

Bezcenne chwile.

 
 
Minęły. Jak zwykle za krótko, jak zwykle za szybko. Tyle przygotowań, bieganiny, przypalonych pierniczków, rozsypanej mąki, pozbijanych bombek, prezentów kupowanych na ostatnią chwilę. I już, koniec, odeszły bezpowrotnie zapisując się na kartach naszych rodzinnych historii.
 
 
 
 
Jednak, jakkolwiek szybko by nie mijały, kocham Święta Bożego Narodzenia za te bezcenne chwile, które niosą, za biesiadowanie przy wspólnym stole, za to, że nikt nie wstydzi się, gdy fałszuje kolejną kolędę, za gwar radosnych rozmów, za magiczny blask lampek choinkowych.
 

 
 
Kocham ten czas przygotowań, wspólnego planowania, pichcenia, dekorowania. To właśnie w tym zawiera się magia świąt, w tym niecodziennym rozgardiaszu, w zapachu świerku, we wspólnym ubieraniu choinki.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 To chwila odpoczynku, przy kubku kawy, wypitym w końcu bez pośpiechu z kimś nam bliskim.
 

 
 
Magia świąt to radosny szczebiot dzieci, biegających bez opamiętania wokół choinki, to czułe uściski, wymieniane z najbliższymi, to refleksja o tych, którzy już nigdy nie zasiądą z nami przy wigilijnym stole. Ten moment wzruszenia, łza która toczy się po policzku przy dźwiękach kolędy.
 
 
 
 
To właśnie te chwile chcę zachować jak najdłużej w pamięci, by przypominały, że w całym tym codziennym pędzie, w który już za moment znów się rzucimy, że najważniejsi są nasi bliscy i czas z nimi spędzony.
 
 
 
 
 


środa, 24 grudnia 2014

Na ten magiczny czas...

Kochani! 
Życzę Wam chwili zadumy, ciszy która wyraża więcej niż tysiąc słów, uśmiechu który rozgrzewa w najbardziej pochmurny dzień, miłości która nadaje życiu sens. 

Radosnych Świąt Bożego Narodzenia! 




U mnie jak zwykle w biegu, miały być zdjęcia z przygotowań i ubierania choinki, niestety zabrakło czasu i tak naprawdę dopiero niedawno usiadłam w spokoju ;-)
Dlategi dzisiaj tak na szybko.
Świętujcie odpoczywajcie!



wtorek, 16 grudnia 2014

Odliczamy...


Chociaż za oknem brak najmniejszych śladów śniegu, choć słupek rtęci wskazuje kilka stopni na plusie, w powietrzu coraz mocniej czuć świąteczną atmosferę. I nie chodzi wcale o kolędy puszczane w marketach od początku listopada. Ani o atakujące z każdej strony natrętne reklamy świątecznych promocji. To raczej ta lekka nerwowość wkradająca się w nasze działania, niepokój czy zdążymy ze wszystkim. To zapach kurzu unoszący się z wyciąganych z czeluści kartonów z bombkami i łańcuchami. To mały pierniczek, podrzucony na biurko przez koleżankę z pracy. To coraz większa ilość światełek w mijanych po drodze do domu oknach.
 
 
 
 
To kolejna zapalona świeca w wieńcu adwentowym. To unoszący się w całym domu zapach pomarańczy, wanilii i przyprawy do piernika.
 
 

 
W naszym domu coraz bardziej czuć ducha świąt. Rozstawiamy na półkach dekoracje, przystrajamy goździkami kule pomarańczy i z braku prawdziwego, sypiemy wkoło sztucznym śniegiem.



 
Wieczorami, zapalamy wszystkie możliwe lampki i światełka i cieszymy się ich ciepłym blaskiem.
 

 
 
 
 Jeszcze tylko troszkę i przestaniemy gonić, przystaniemy na moment i usiądziemy razem przy świątecznym stole. I w końcu w spokoju, rodzinnie, będziemy cieszyć się magią Świąt i tymi ulotnymi chwilami, gdy czas zwalnia i wszystko znajduje swoje miejsce.
 
 


Jeszcze tylko tydzień...odliczamy...
 
 
 

niedziela, 23 listopada 2014

Wracam...przynajmniej na chwilę...

Witajcie!
 
Mój blog porósł kurzem, zaginął w otchłani internetowej niepamięci...cóż...
Czas, niestety, jest nieubłagany i pędzi na przód, doba nie jest z gumy. Gdy zamieszczałam ostatni wpis, był początek lata, dzisiaj już przymierzam się pomału do robienia dekoracji świątecznych, zastanawiam, jaki w tym roku będzie nasz świecznik adwentowy...
 
Wróciłam, mam nadzieję, że tym razem nie na krótką chwilę, że uda mi się w miarę regularnie umieszczać wpisy. Dużo się u nas dzieje, wciąż urządzamy i dopieszczamy nasze mieszkanie i bardzo chciałabym bywać tu częściej, by uwieczniać, jak zmienia się nasz dom.
 
Póki co, regularnie podczytuję Wasze blogi, szukam inspiracji, śledzę nowości - choć przyznaję, najczęściej w biegu, w drodze do pracy, w komórce. Może długie jesienno - zimowe wieczory to dobry czas, by wrócić do blogowania? ;-))
 
Tak więc zaczynam od nowa. Również dlatego, że chciałam pokazać Wam migawki z najważniejszego wydarzenia ostatnich tygodni - drugich urodzinek mojej córeczki. Tym dniem żyłyśmy już od dawna, mój mały szkrab już od jakiegoś czasu co wieczór przed zaśnięciem wyliczał, jakich będzie miał gości, z czym będzie tort i jakie będą baloniki ;-))
 
Oczywiście, tematem przewodnim musiały być kropki i kulki - moje dziecko ma całkowitego świra na punkcie wszystkiego co kuliste, począwszy od piłek, poprzez wszelkiego rodzaju kuliste cukierki i ciastka, na kulkach styropianowych kończąc ;-))


 
 
Dlatego, dekoracja naszego mieszkania skupiła się głównie na balonach i honeycombs :))


 
 
A ja, planując ten dzień, z nostalgią wracałam do tych chwil sprzed dwóch lat - do czasu oczekiwania, łóżeczka, które czekało na nowego lokatora, do chwil tuż po porodzie, gdy przytuliłam do piersi malusieńką czarną główkę o zobaczyłam łzy w oczach mojego męża. I do tych dni ponurych i szarych, gdy po raz pierwszy listopad wydał mi się miesiącem pięknym i ciepłym, który minął zdecydowanie za szybko.



 
Dziś mam w domu wygadaną, bystrą dwuletnią pannicę, która wciąż zadziwia mnie nowymi umiejętnościami, swoją wiedzą, trafnością spostrzeżeń. Małego śmieszka gotowego zanosić się aż do czkawki chichotem z byle głupotki i małą złośnicę, walczącą ostro o swoją rację.
 
I tak naprawdę, patrząc na nią, wiem, że jest najpiękniejszym, co nas w życiu spotkało i że bez niej nic się nie liczy. Cała ta pogoń, za karierą, pieniędzmi, czasem jest nieistotna - wystarczy, że czuję obok jej ciepłe ciałko i słyszę, jak na wpół już sennym głosem mówi: "mamusia, przytul się do córki".



 
Kocham Cię, moja córeczko :-*


 
 

czwartek, 29 maja 2014

O nudzie podczas deszczu i jej skutkach.

 
 
Trochę mnie tu nie było. Ale już wracam :))
To wszystko wina pogody. Cały poprzedni tydzień i początek obecnego wykorzystywałam maksymalnie piękną pogodę. Laptop kurzył się głęboko w kącie, obowiązki domowe się gromadziły, a ja po pracy biegiem wskakiwałam w wygodne ciuchy i do wieczora siedzieliśmy z naszą maludą na dworze, by później jeszcze we dwoje do późnych godzin nocnych przesiadywać na balkonie. Musiałam nacieszyć się tym słońcem, długimi ciepłymi wieczorami, powietrzem. No i właśnie w taki sposób zaniedbałam świat blogowy ;-))
 
 
Niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy - wczoraj lało u nas cały dzień niemiłosiernie :( Plus tego jest taki, że na nowo zechciało mi się włączyć komputer. Minus - jak widać, na poniższym zdjęciu - w czasie deszczu dzieci się nudzą ;-)
 
 

 
 
Moja córcia przez ten tydzień tak przyzwyczaiła się do siedzenia na balkonie, że naprawdę ciężko jej było przetłumaczyć, że przy takim deszczu bawić na dworze się nie da ;-)) Trzeba było więc wymyślić jakieś interesujące zajęcie na popołudnie - a ponieważ dawno nic nowego u nas w domku się nie pojawiło - pojechaliśmy na długie zakupy. I oczywiście, wróciliśmy z nowymi zdobyczami:
 
 



 
 
Jakimś cudem, udało mi się jeszcze upolować dosłownie ostatnią sztukę Biedronkowej łopatki  - chyba czekała specjalnie na mnie, bo promocję oczywiście przegapiłam ;-)) Na skrzyneczkę czaiłam się już od dawna, no i w końcu ją upolowałam. Zamierzam posadzić w niej zioła, tylko zastanawiam się, czy przemalować ją czy zostawić taką surową?
 
 
 
 
Na zakup drzewka namówił mnie mąż. Właściwe, dostał je ode mnie w prezencie, bo zawsze o takim marzył. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak się pielęgnuje takie okazy, nigdy nie miałam, nikt z mojej rodziny ani znajomych się drzewkami bonsai nie zajmował. Mam nadzieję, że damy sobie z nim radę i drzewko będzie się cieszyło w naszym domku dobrym zdrowiem. Może ktoś z Was ma jakieś porady co do pielęgnacji? Będę bardzo wdzięczna za każdą uwagę :))
 
 
 
 
Póki co, doprowadziliśmy je już trochę do ładu - usunęliśmy zeschnięte liście, dołożyliśmy trochę ziemi i podlaliśmy - zobaczymy, co będzie z nim dalej. Teraz szukamy mu w domku dobrego miejsca :))
 
 
I tak oto, nawet ulewny deszcz przestał być nudny i straszny ;-)) Moja córcia była przeszczęśliwa - najpierw zakupy, potem zabawa z dziećmi w parku zabaw i jeszcze przynieśliśmy ze sobą nowego "katka" ;-)) W ten sposób i mama i córa spędziły całkiem przyjemne popołudnie - ba, nawet tata był zadowolony, bo dostał swoje wymarzone drzewko ;-)
 
 
Mimo to, mam nadzieję, że ta paskudna pogoda szybko minie i znów będziemy mogli spędzać całe dnie na świeżym powietrzu.
 
Czego i Wam, i sobie życzę na nadchodzący weekend i miejmy nadzieję, na cały przyszły tydzień! :))

 
 

środa, 14 maja 2014

Przymusowy wypoczynek.

 
 Tak to można w sumie nazwać - urlopuję się w tym tygodniu, choć niestety, nie do końca z własnej woli i wyboru. Przez złośliwość losu i przypadki, które lubią chodzić po ludziach, z dnia na dzień zostaliśmy bez opieki nad naszą córeczką - moja "opiekunka", czyli ukochany dziadzia małej złamał nogę :(( W ten oto sposób, musieliśmy przeorganizować trochę nasze życie, pozmieniać plany i podzielić się opieką nad naszą córcią, a tym samym urlopami. No i tak trafił mi się nieplanowany tydzień wypoczynku.




Ale, nie ma tego złego...bo tak właściwie, to ja się cieszę, że w końcu mogę trochę zwolnić i pobyć więcej w domu, z rodzinką :-)) I tak naprawdę, chyba dopiero te parę dni wolnych uświadomiło mi, jak bardzo byłam ostatnio zagoniona i zmęczona. Dlatego wykorzystuję ten czas maksymalnie, rozkoszując się spacerami z moją maludą, podziwiając rozszalałą o tej porze roku przyrodę, delektując się w spokoju słońcem i smakiem południowej kawy oraz ciepłą jeszcze szarlotką.




Dziś ze spaceru przywiozłyśmy sobie taki oto bukiecik polnych kwiatów - już chyba zapomniałam, jak pięknie mogą wyglądać takie proste, zwyczajne rośliny.




Cieszy mnie, że mam w końcu całą dobę dla mojej córeczki, że możemy razem pozachwycać się życiem. Patrzę na jej radosną i dumną buzię, gdy niesie ze mną do domu te maki, gdy zagniatamy razem ciasto i nie mogę się nadziwić, jak intensywnie i niesamowicie rozwija się taki mały człowiek.

 I nawet te zdjęcia robiłyśmy dziś współnie - moja malutka cierpliwie czekała, jak mama pstrykała fotki, podglądała, jak wyszły a potem z wielkim apetytem zabrała się do konsumowania części ekspozycji ;-))




Przepis znajdziecie tu: Źródło  na jednym z moich ulubionych kulinarnych blogów - prosty, szybki i rewelacyjnie smaczny. Z moimi niewielkimi zmianami - z powodu braków pominęłam wiórki w kruszonce, a zamiast rabarbaru dałam rodzynki i gruszki - też wyszło super!




A po kawie, dalszy ciąg zabawy, czyli prace balkonowe i sadzenie moich wczorajszych zdobyczy - okazyjnie upolowałam dwa koszyczki bratków. Dla mojej malutkiej, sadzenie roślinek to mega frajda - mama nie tylko nie wyzywa, ale nawet pozwala pogrzebać sobie w ziemi i się pobrudzić ;-)) Wysiałam też pierwszy raz w życiu groszek pachnący i jestem bardzo ciekawa, czy się przyjmie i wzejdzie w ogóle.




Tak miej więcej mija nam teraz każdy dzień - przyjemnie i leniwie. I chociaż lubię swoją pracę, lubię być w ruchu, kiedy coś się wkoło mnie dzieje - tym bardziej doceniam te nieliczne momenty, kiedy można zwolnić i powiedzieć sobie: dzisiaj nic nie muszę! :))


Życzę Wam równie udanego tygodnia, co mój! :)))

 
 


czwartek, 1 maja 2014

Bardzo długi weekend.

 
 
Witam Was słonecznie, tego, już niestety nie słonecznego Pierwszego Maja! :))
 
Niestety, pogoda nie ma nas w tym roku rozpieszczać w majówkę, ale ja i tak się cieszę, bo w końcu mam 4 dni wolnego, hura!! Rano udało nam się jeszcze zaliczyć szybki spacer w słoneczku, ale wracaliśmy już w kroplach deszczu. Dzisiejszy dzień zamierzam cały się lenić, popołudniem wizyta u Dziadków a na wieczór - świece i winko :))
 
Planowałam wprawdzie wykończyć i urządzić balkon, no ale jeżeli cały czas ma padać, to jakoś tego nie widzę. Póki co, korzystamy na nim z każdej cieplejszej chwili w bardzo prowizorycznych warunkach ;-))
 
 


Na razie udało mi się wynieść na balkon parę kwiatków, a z racji tego, że na podłożu mamy jeszcze goły beton, rozkładamy podkłady i koce dla naszej maludy. Bo, choć my możemy siedzieć na krzesłach, nasza księżniczka zdecydowanie woli urzędować ze swoimi pluszakami na niższym poziomie ;-)) Oczywiście, musi też przy okazji grzebać w moich kwiatkach, także nie jestem pewna, czy przetrwają one cały sezon ;-))
 
 





Ale co tam, dla mnie i tak najważniejsza jest dla mnie jej uśmiechnięta buźka - a kwiatki zawsze mogę kupić sobie nowe ;-))
 
 
Póki co, myślimy intensywnie, co położyć na podłoże i jak zabezpieczyć barierkę, która jest piękna, ale niestety, ma bardzo duże dziury w które mój maluszek może wsadzić nogę lub głowę. Chciałabym, żeby było to coś co z jednej strony zabezpieczy a z drugiej nie przesłoni jej całkowicie widoku, no i niestety, ciężko mi cokolwiek takiego znaleźć :(( Może Wy macie jakieś sprawdzone pomysły?
 
 
Na podłoże też chyba raczej nie kupimy płytek, tylko panele tarasowe - po pierwsze, drewno wygląda zawsze bardziej estetycznie, po drugie jest cieplejesze i nie będzie tak bardzo ziębić małej pupy jak zwykłe płytki ;-)) Myślimy o czymś takim:
 
 
 
Niestety, tutaj pojawia nam się mały problem - jak każdy balkon, wylewka jest zrobiona pod płytki, które zazwyczaj są cieńsze od paneli - musimy wykombinować, jak ułożyć te panele, żeby nie wyszły nam równo z progiem. Ale mój kochany mąż już coś tam tworzy, więc myślę, że się uda :))
 
 
Wczoraj spędziliśmy całe popołudnie i wieczór na balonie - a jak nasza maluda poszła w końcu spać, udało nam się nawet wypić pierwsze balkonowe winko ;-))
 
 
Pozdrawiam Was serdecznie i żegnam widokiem z mojego balkonu - kwitnące pola rzepaku wyglądają przepięknie.
 
 
 
 
 
 
Miłego weekendu majowego i duuużo wypoczynku życzę! :)))
 
 
 

środa, 23 kwietnia 2014

Poświątecznie.

 
 
No cóż, niestety, nie zdążyłam z wpisem świątecznym. Nie miałam kiedy nawet złożyć Wam wszystkim życzeń, za co przepraszam. Niestety, tak to jest jak się cała rodzina zwala na głowę, a człowiek nawet nie może wziąć wolnego w pracy. W Wielki Piątek prawie do pierwszej w nocy szaleliśmy z mężem w kuchni, w sobotę skończyłam sprzątać też niewiele wcześniej. A szczerze mówiąc i tak ledwie zdążyłam ze wszystkim - w czasie gdy goście zjeżdżali się na śniadanie wielkanocne ja nakładałam makijaż i kończyłam ustawiać dekoracje ;-))
 
 
 
 
Ale, koniec końców, najważniejsze że wszystko się udało, pogoda dopisała, ciasta i pieczyste było palce lizać, a po wszystkim wagowo nawet bez zmian ;-)

 
Ponieważ dla mnie Wielkanoc trwa zawsze zbyt krótko i nie lubię od razu rozstawać się ze świątecznymi dekoracjami, pokażę Wam, co jeszcze zostało w naszym domku. Część zdjęć robiona jest niestety późnym wieczorem, stąd ich jakoś nie powala - ciągle uczę się, jak robić zdjęcia w domu przy zachodzie słońca.
 
 
 
 
Stół póki co wygląda jeszcze w ten sposób - zostało nam jeszcze kilka pisanek, a obrus materiałowy ( poplamiony do granic przyzwoitości przez moją córcię ) zastąpiłam bardziej praktycznym.
 
 
 
 
 Dekorację z rzeżuchy robiłyśmy z moją maludą - ugniatanie ziemi i wysiewanie nasionek było najfajniejszą atrakcją weekendu przedświątecznego ;-))
 

 
 
Żonkile sadziłam już sama, w nocy przed Wielką Niedzielą - ku mojej uciesze rano zdążyły wypuścić pierwsze kwiatki :))
 






Moje dekoracje postoją sobie do tej niedzieli - tradycyjnie u nas w domku tydzień po świętach robimy sobie małą powtórkę z wielkanocnego śniadanka - są oczywiście jaja, więc i dekoracje być muszą :))
 
A jak tam u Was - posprzątane już wszystko po świętach?
Najważniejsze, że połowa tygodnia już za nami, niedługo weekend a potem już tylko trzy dni pracujące i znowu odpoczynek :))
 
Miłego końca tygodnia wszystkim życzę! :))
 
 
 


niedziela, 13 kwietnia 2014

Pędem, czyli przygotowania do Świąt.



Kolejny tydzień minął mi nie wiem kiedy. Dopiero co, były 4 tygodnie do Wielkanocy, aż tu nagle uświadomiłam sobie, że został ledwo tydzień. I oczywiście pojawiła się panika - bo nic jeszcze nie gotowe, okna nie pomyte, planu na świąteczne menu brak, ja ląduję w domu codziennie grubo po 18tej, a jeszcze weekend dość intensywnie wypełniony towarzysko - kiedy ja to wszystko zrobię???
 
Na szczęście jednak, wzięłam się w garść, stworzyłam plan działania i zakupów i można powiedzieć, że dzisiaj wieczorem jestem w końcu na dobrej drodze ;-)) Dzięki mężusiowi, większość zakupów została zrobiona w piątek, domek ogarnięty wczoraj przed południem, a na dodatek, mój kochany mąż umył wszystkie okna :* Wieczorem domek błyszczał, a ja jeszcze zdążyłam wprowadzić trochę świątecznej atmosfery w postaci obrusa i nowych tulipanków :))
 
 
 
 
 
 
Miałyśmy też dzisiaj z maludą troszkę czasu na te przyjemniejsze przygotowania świąteczne :)) Najpierw posiałyśmy ( w końcu! ) rzeżuchę - mam nadzieję, że zdąży nam jeszcze wyrosnąć. Oczywiście, młoda miała mega radość mogąc bezkarnie pobabrać się w ziemi i porozsypywać w doniczkę i okolice nasionka ;-)))
 
Zabrałyśmy się też oczywiście za malowanie pisanek - operowanie farbami razem z półtorarocznym dzieckiem muszę uznać za sport wyczynowy ;-) Umalowane było chyba wszystko, poza jajeczkami, oczywiście ;-)) No, ale najważniejsza była frajda maludy i ten entuzjazm na jej brudnej buźce :))
 
Mimo to, coś tam udało nam się stworzyć - to znaczy, mimo wszystko na razie większy był w tym wkład mojej pracy, ale jesteśmy na dobrej drodze. Udało mi się skończyć na razie jajka a'la przepiórcze, zwykłe jeszcze schną i czekają na dalszą część przybrania. Tak wyglądają efekty naszej dzisiejszej pracy:
 
 
 
 

 
 
Nieco później, w czasie gdy młoda ucinała sobie południową drzemkę, udało mi się z naszych jajek stworzyć taką mini dekorację do kuchni - marcepanowy kurczaczek trafi już niedługo do koszyczka mojego małego łobuza - póki co, dumnie zajmuje miejsce na kuchennej półeczce ;-))
 
 


 
 
U nas Wielkanoc zawsze jest kolorowa, jakoś po zimie zawsze potrzebuję koloru i nie jestem w stanie przełamać się na stonowane dekoracje świąteczne. Choć podglądam i podziwiam na waszych blogach dekoracje black and white, czy całkiem naturalne - kto wie, może kiedyś też w końcu zdecyduję się na takie.
 
 
 
 
Popołudnie upłynęło nam już na zupełnie innych zajęciach - zajęła nas impreza rodzinna, która dzięki dość znośnej pogodzie mogła choć w części odbyć się na świeżym powietrzu. Moje dziecię było wniebowzięte, kiedy jej starszy kuzyn przewiózł ją swoim mimi-quadem po ogrodzie ;-)) Nie wiem, czy to taki wiek, czy tylko moja córcia ma takiego świra na punkcie wszelkich pojazdów mechanicznych - z motorami i quadami na czele. Z jednej strony, to taka typowa kobietka - strojnisia, ale z drugiej - istny mały łobuz ;-))
 
 
 
 
W każdym razie, weekend należał do intensywnych, ale bardzo udanych a ja czuję się naładowana pozytywną energią na cały nadchodzący tydzień. I nawet święta mi już nie straszne ;-))
A jak Wasze weekendy?
 
 
Udanego tygodnia wszystkim i dziękuję Wam bardzo, że do mnie zaglądacie! :-))
 
 
 
 

sobota, 5 kwietnia 2014

W pogoni za zagubionym czasem...

 
 
Zagubiłam się ostatnio w czasoprzestrzeni. W moim tygodniu po sobocie zaraz pojawia się piątek. Dni pędzą jak szalone, a ja gdzieś w tym kieracie motam się między pracą, domem, rodziną, o wolnej chwili dla siebie mogąc tylko pomarzyć.
 
 
Jednak przyczyna tego kieratu tak naprawdę jest bardzo pozytywna - udało mi się ( w końcu! ) zmienić pracę, na taką o której zawsze marzyłam. Po prawie 10 latach pracy z klientem, mogę nareszcie trochę odetchnąć i zająć się spokojną robotą w biurowym zaciszu ;-)) Nie, żebym nie lubiła kontaktów z ludźmi, ale po tak długim czasie zaczynałam już chyba odczuwać syndrom wypalenia zawodowego.
 
 
Niestety, minusem jest nawał - przynajmniej na początek - nauki i obowiązków, jakie muszę ogarnąć, wcześniejsza godzina pracy i późniejsze z niej powroty. W domu nie ma mnie prawie 12 godzin a kiedy wracam padam ze zmęczenia na twarz. Sił starcza mi jeszcze ledwo na parę wieczornych chwil dla mojej córci, za to o włączeniu komputera w domu w tygodniu nawet nie myślę.
 
 
Minusem nowej pracy jest też brak dostępu do internetu - czy raczej dostęp w bardzo ograniczonym zakresie. Koniec czytania blogów w pracy, niestety ;(( dlatego też, tak rzadko teraz do wszystkich zaglądam, najczęściej przez komórkę w drodze powrotnej do domu. Na zostawianie komentarzy po prostu nie mam już czasu ani siły.
 
 
No, ale dzisiaj znalazłam w końcu chwilkę na zrobienie paru zdjęć i włączenie komputera :)) A muszę się pochwalić prezentami, które sprawił mi mąż już jakiś czas temu. Wszystko z myślą o urządzaniu naszego nowego balkonu :))
 
 
 
 
 
 
 
Dzbanuszek jak na razie rozlokował się wygodnie na półce i dzielnie towarzyszy biedronkowej dracenie - także prezentowi od męża ;)) Półeczka wprawdzie zawisła ( też niedawno ) w kąciku kuchennym z przeznaczeniem na moje książki kulinarne, ale te, póki co leżą jeszcze we wciąż nierozpakowanych po przeprowadzce kartonach ;-))
 
 
 
 
Tak prezentuje się półeczka na tle całości - docelowo chciałabym tą ścianę przemalować farbą tablicową, ale wciąż się waham, czy to aby na pewno dobry pomysł? Na lodówkę i jej rybną "dekorację" proszę nie zwracać uwagi - ta pierwsza jest do wymiany a tej drugiej póki co córka nie pozwala mi ruszyć ;-))
 
 
 
 
W filiżance już wkrótce zamierzam posiać rzeżuchę i stworzyć w niej dekorację na świąteczny stół. Oczywiście, w jakiejś wolnej chwili - wiem, ha ha, dobry żart ;-))
 
 
 
 
Do kompletu dostałam jeszcze konewkę. Ściereczki kuchenne kupiłam sobie już sama ;)
 
 
 
 
Jeszcze nie wiem, czy również posadzę w tej konewce jakieś kwiatki, czy będę używać jej zgodnie z przeznaczeniem. Z góry przepraszam, ale zdjęcia robione są w dość późnych godzinach wieczornych.
 
 
Chciałabym się już zabrać za urządzanie tego mojego balkoniku, niestety, na razie nie jest on jeszcze zrobiony i mam nadzieję, że do świąt się z tym wyrobimy. Tak w ogóle, co do świąt, to nie mam pojęcia kiedy przygotuję dom i cokolwiek na nie. Bardzo chciałabym już zabrać się za jakieś wielkanocne dekoracje, ale chyba w tym roku poprzestanę na gotowcach i to ustawionych na ostatnią chwilę. No cóż... nie narzekam, w końcu mam to na co długo czekałam, czyli wmarzoną pracę :))
 A święta, nie zając, nie uciekną - odbiję to sobie za rok :))
 
 
Pozdrawiam wszystkich wiosennie i do następnego! :))