środa, 23 kwietnia 2014

Poświątecznie.

 
 
No cóż, niestety, nie zdążyłam z wpisem świątecznym. Nie miałam kiedy nawet złożyć Wam wszystkim życzeń, za co przepraszam. Niestety, tak to jest jak się cała rodzina zwala na głowę, a człowiek nawet nie może wziąć wolnego w pracy. W Wielki Piątek prawie do pierwszej w nocy szaleliśmy z mężem w kuchni, w sobotę skończyłam sprzątać też niewiele wcześniej. A szczerze mówiąc i tak ledwie zdążyłam ze wszystkim - w czasie gdy goście zjeżdżali się na śniadanie wielkanocne ja nakładałam makijaż i kończyłam ustawiać dekoracje ;-))
 
 
 
 
Ale, koniec końców, najważniejsze że wszystko się udało, pogoda dopisała, ciasta i pieczyste było palce lizać, a po wszystkim wagowo nawet bez zmian ;-)

 
Ponieważ dla mnie Wielkanoc trwa zawsze zbyt krótko i nie lubię od razu rozstawać się ze świątecznymi dekoracjami, pokażę Wam, co jeszcze zostało w naszym domku. Część zdjęć robiona jest niestety późnym wieczorem, stąd ich jakoś nie powala - ciągle uczę się, jak robić zdjęcia w domu przy zachodzie słońca.
 
 
 
 
Stół póki co wygląda jeszcze w ten sposób - zostało nam jeszcze kilka pisanek, a obrus materiałowy ( poplamiony do granic przyzwoitości przez moją córcię ) zastąpiłam bardziej praktycznym.
 
 
 
 
 Dekorację z rzeżuchy robiłyśmy z moją maludą - ugniatanie ziemi i wysiewanie nasionek było najfajniejszą atrakcją weekendu przedświątecznego ;-))
 

 
 
Żonkile sadziłam już sama, w nocy przed Wielką Niedzielą - ku mojej uciesze rano zdążyły wypuścić pierwsze kwiatki :))
 






Moje dekoracje postoją sobie do tej niedzieli - tradycyjnie u nas w domku tydzień po świętach robimy sobie małą powtórkę z wielkanocnego śniadanka - są oczywiście jaja, więc i dekoracje być muszą :))
 
A jak tam u Was - posprzątane już wszystko po świętach?
Najważniejsze, że połowa tygodnia już za nami, niedługo weekend a potem już tylko trzy dni pracujące i znowu odpoczynek :))
 
Miłego końca tygodnia wszystkim życzę! :))
 
 
 


niedziela, 13 kwietnia 2014

Pędem, czyli przygotowania do Świąt.



Kolejny tydzień minął mi nie wiem kiedy. Dopiero co, były 4 tygodnie do Wielkanocy, aż tu nagle uświadomiłam sobie, że został ledwo tydzień. I oczywiście pojawiła się panika - bo nic jeszcze nie gotowe, okna nie pomyte, planu na świąteczne menu brak, ja ląduję w domu codziennie grubo po 18tej, a jeszcze weekend dość intensywnie wypełniony towarzysko - kiedy ja to wszystko zrobię???
 
Na szczęście jednak, wzięłam się w garść, stworzyłam plan działania i zakupów i można powiedzieć, że dzisiaj wieczorem jestem w końcu na dobrej drodze ;-)) Dzięki mężusiowi, większość zakupów została zrobiona w piątek, domek ogarnięty wczoraj przed południem, a na dodatek, mój kochany mąż umył wszystkie okna :* Wieczorem domek błyszczał, a ja jeszcze zdążyłam wprowadzić trochę świątecznej atmosfery w postaci obrusa i nowych tulipanków :))
 
 
 
 
 
 
Miałyśmy też dzisiaj z maludą troszkę czasu na te przyjemniejsze przygotowania świąteczne :)) Najpierw posiałyśmy ( w końcu! ) rzeżuchę - mam nadzieję, że zdąży nam jeszcze wyrosnąć. Oczywiście, młoda miała mega radość mogąc bezkarnie pobabrać się w ziemi i porozsypywać w doniczkę i okolice nasionka ;-)))
 
Zabrałyśmy się też oczywiście za malowanie pisanek - operowanie farbami razem z półtorarocznym dzieckiem muszę uznać za sport wyczynowy ;-) Umalowane było chyba wszystko, poza jajeczkami, oczywiście ;-)) No, ale najważniejsza była frajda maludy i ten entuzjazm na jej brudnej buźce :))
 
Mimo to, coś tam udało nam się stworzyć - to znaczy, mimo wszystko na razie większy był w tym wkład mojej pracy, ale jesteśmy na dobrej drodze. Udało mi się skończyć na razie jajka a'la przepiórcze, zwykłe jeszcze schną i czekają na dalszą część przybrania. Tak wyglądają efekty naszej dzisiejszej pracy:
 
 
 
 

 
 
Nieco później, w czasie gdy młoda ucinała sobie południową drzemkę, udało mi się z naszych jajek stworzyć taką mini dekorację do kuchni - marcepanowy kurczaczek trafi już niedługo do koszyczka mojego małego łobuza - póki co, dumnie zajmuje miejsce na kuchennej półeczce ;-))
 
 


 
 
U nas Wielkanoc zawsze jest kolorowa, jakoś po zimie zawsze potrzebuję koloru i nie jestem w stanie przełamać się na stonowane dekoracje świąteczne. Choć podglądam i podziwiam na waszych blogach dekoracje black and white, czy całkiem naturalne - kto wie, może kiedyś też w końcu zdecyduję się na takie.
 
 
 
 
Popołudnie upłynęło nam już na zupełnie innych zajęciach - zajęła nas impreza rodzinna, która dzięki dość znośnej pogodzie mogła choć w części odbyć się na świeżym powietrzu. Moje dziecię było wniebowzięte, kiedy jej starszy kuzyn przewiózł ją swoim mimi-quadem po ogrodzie ;-)) Nie wiem, czy to taki wiek, czy tylko moja córcia ma takiego świra na punkcie wszelkich pojazdów mechanicznych - z motorami i quadami na czele. Z jednej strony, to taka typowa kobietka - strojnisia, ale z drugiej - istny mały łobuz ;-))
 
 
 
 
W każdym razie, weekend należał do intensywnych, ale bardzo udanych a ja czuję się naładowana pozytywną energią na cały nadchodzący tydzień. I nawet święta mi już nie straszne ;-))
A jak Wasze weekendy?
 
 
Udanego tygodnia wszystkim i dziękuję Wam bardzo, że do mnie zaglądacie! :-))
 
 
 
 

sobota, 5 kwietnia 2014

W pogoni za zagubionym czasem...

 
 
Zagubiłam się ostatnio w czasoprzestrzeni. W moim tygodniu po sobocie zaraz pojawia się piątek. Dni pędzą jak szalone, a ja gdzieś w tym kieracie motam się między pracą, domem, rodziną, o wolnej chwili dla siebie mogąc tylko pomarzyć.
 
 
Jednak przyczyna tego kieratu tak naprawdę jest bardzo pozytywna - udało mi się ( w końcu! ) zmienić pracę, na taką o której zawsze marzyłam. Po prawie 10 latach pracy z klientem, mogę nareszcie trochę odetchnąć i zająć się spokojną robotą w biurowym zaciszu ;-)) Nie, żebym nie lubiła kontaktów z ludźmi, ale po tak długim czasie zaczynałam już chyba odczuwać syndrom wypalenia zawodowego.
 
 
Niestety, minusem jest nawał - przynajmniej na początek - nauki i obowiązków, jakie muszę ogarnąć, wcześniejsza godzina pracy i późniejsze z niej powroty. W domu nie ma mnie prawie 12 godzin a kiedy wracam padam ze zmęczenia na twarz. Sił starcza mi jeszcze ledwo na parę wieczornych chwil dla mojej córci, za to o włączeniu komputera w domu w tygodniu nawet nie myślę.
 
 
Minusem nowej pracy jest też brak dostępu do internetu - czy raczej dostęp w bardzo ograniczonym zakresie. Koniec czytania blogów w pracy, niestety ;(( dlatego też, tak rzadko teraz do wszystkich zaglądam, najczęściej przez komórkę w drodze powrotnej do domu. Na zostawianie komentarzy po prostu nie mam już czasu ani siły.
 
 
No, ale dzisiaj znalazłam w końcu chwilkę na zrobienie paru zdjęć i włączenie komputera :)) A muszę się pochwalić prezentami, które sprawił mi mąż już jakiś czas temu. Wszystko z myślą o urządzaniu naszego nowego balkonu :))
 
 
 
 
 
 
 
Dzbanuszek jak na razie rozlokował się wygodnie na półce i dzielnie towarzyszy biedronkowej dracenie - także prezentowi od męża ;)) Półeczka wprawdzie zawisła ( też niedawno ) w kąciku kuchennym z przeznaczeniem na moje książki kulinarne, ale te, póki co leżą jeszcze we wciąż nierozpakowanych po przeprowadzce kartonach ;-))
 
 
 
 
Tak prezentuje się półeczka na tle całości - docelowo chciałabym tą ścianę przemalować farbą tablicową, ale wciąż się waham, czy to aby na pewno dobry pomysł? Na lodówkę i jej rybną "dekorację" proszę nie zwracać uwagi - ta pierwsza jest do wymiany a tej drugiej póki co córka nie pozwala mi ruszyć ;-))
 
 
 
 
W filiżance już wkrótce zamierzam posiać rzeżuchę i stworzyć w niej dekorację na świąteczny stół. Oczywiście, w jakiejś wolnej chwili - wiem, ha ha, dobry żart ;-))
 
 
 
 
Do kompletu dostałam jeszcze konewkę. Ściereczki kuchenne kupiłam sobie już sama ;)
 
 
 
 
Jeszcze nie wiem, czy również posadzę w tej konewce jakieś kwiatki, czy będę używać jej zgodnie z przeznaczeniem. Z góry przepraszam, ale zdjęcia robione są w dość późnych godzinach wieczornych.
 
 
Chciałabym się już zabrać za urządzanie tego mojego balkoniku, niestety, na razie nie jest on jeszcze zrobiony i mam nadzieję, że do świąt się z tym wyrobimy. Tak w ogóle, co do świąt, to nie mam pojęcia kiedy przygotuję dom i cokolwiek na nie. Bardzo chciałabym już zabrać się za jakieś wielkanocne dekoracje, ale chyba w tym roku poprzestanę na gotowcach i to ustawionych na ostatnią chwilę. No cóż... nie narzekam, w końcu mam to na co długo czekałam, czyli wmarzoną pracę :))
 A święta, nie zając, nie uciekną - odbiję to sobie za rok :))
 
 
Pozdrawiam wszystkich wiosennie i do następnego! :))